Na początku była tkanina . Króliczek przechadzał się od półki do półki, by dotknąć każdy z tysiąca materiałów, gotowych stać się najpiękniejszą bielizną. Przeglądał sploty, oceniał niteczki, szukając czegoś, co magicznie przemówi mu do serca. Wybieranie materiału nigdy nie jest łatwe, bo nie uznajemy żadnych kompromisów. Koronki, dzianiny czy tiule muszą być doskonałe jak Kobiety noszące White Rvbbit – piękne, ale też praktyczne, miękkie, ale wytrzymałe, seksowne, a przy tym romantyczne.
Każdej tkaniny dotykamy wielokrotnie, by poczuć jej fakturę, ciepło, jej charakter. Wybieramy najpierw dziesięć, potem pięć, potem trzy, aż wreszcie dochodzimy do tej jednej jedynej. Króliczek często mówi, że ta selekcja jest zbędna, bo najlepszy materiał przemawia do nas od razu. Miłość od pierwszego wejrzenia – czy też raczej od pierwszego dotyku. Cóż, miłość miłością, zasady pozostają jednak niewzruszone: dopóki materiał nie przejdzie wszystkich testów, nie dostanie się przecież do Krainy Czarów.
Więc oto mamy miękki, czarny tiul, mieniący się w słońcu sugestywnymi paskami. Dlaczego właśnie ten? Bo kryje w sobie podwójną naturę kobiety. Drapieżna i delikatna, władcza i romantyczna, stanowcza i pełna czaru. Przypatrz się tym paseczkom. Jak połyskują, gdy padnie na nie światło, jak pięknie gasną pod osłoną nocy. Jak blisko trzeba podejść, by zobaczyć ich tajemnicę…Czy widzisz ile znaczeń kryje w sobie jego piękno?
To, co kruche, wymaga drapieżnej osłony, więc dodajemy paski, robimy zbroję z aksamitek, nawet kokardkami akcentujemy Twój charakter. Jesteś przecież silną, pewną siebie Kobietą, która w takiej bieliźnie podbije niejeden świat…. Kreślimy więc i poprawiamy, upinamy i wyjmujemy szpilki, aż wreszcie przychodzi moment, gdy magia zmienia się w projekt. Króliczek siada, bierze materiał w dłonie i szyje pierwszy komplet, a potem drugi, trzeci i czwarty…
Przed nami pół roku czekania. Wiesz, co dzieje się w tym czasie? Kobiety z Krainy Czarów, w różnym wieku i różnych rozmiarach, noszą modele na sobie. Chodzą w nich na randki, zakładają do pracy, zabierają je na wakacje. Piorą, pakują do walizki, wielokrotnie przymierzają przed lustrem, aż w końcu znają je jak przyjaciółkę, która ma swoje zalety i humorki, ale zawsze sprawia, że świat staje się piękniejszy. Po sześciu miesiącach wracają do nas i z ekscytacją mówią o zakończonej przygodzie. Spisujemy ich uwagi, szkicujemy co trzeba poprawić i z pewnym wzruszeniem oddajemy nasze prototypy – bo nasze Czarodziejki zawsze o nie proszą. W końcu to dzięki nim wiemy, że podwiązki w pasie muszą być 2 centymetry krótsze, makaronik w biustonoszu trzeba wszyć odrobinę wyżej, a stringi potrzebują trzech dodatkowych aksamitek. To szczegóły, ale przecież z nich składa się piękno.
I tak oto, po siedmiu magicznych miesiącach, setkach pomysłów i szkiców, odszyć i poprawek, opinii testerek i naszych wyobrażeń o Tobie, projekt trafia wreszcie do szwalni, a my siadamy wokół białego stołu. Różowe pudełka już czekają, wykładamy je delikatnym pergaminem i… czekamy.